23 lutego 2016

NdW(3), czyli co się odwlecze, to nie uciecze...

Dzisiaj przychodzę do Was z dwoma pielęgnacjami, z tradycyjną NdW i drugą, która mnie bardzo mile zaskoczyła swoimi efektami i dlatego postanowiłam o niej napisać. Jedną można uznać za BHD drugą zdecydowanie za GHD. Obie mają w sobie coś nowego, czego jeszcze nie stosowałam. Obie opisuję z opóźnieniem, spowodowanym zawirowaniami w życiu prywatnym, za co przepraszam czytelniczki.
1

NdW - Keratyna w odżywce: nowy sposób

 

W swoich zapasach mam kilka produktów z keratyną: szampon (Mineral Strength, Schwarzkopf), maskę(Kallos Keratin) i odżywkę(Nivea Long Repair) oraz jedną maskę z proteinami mlecznymi(Crema al Latte). Po każdym z nich miałam suche włosy, a czasami porządnie przeproteinowane. Nie miało znaczenia jaką ilość nałożyłam ani czego użyłam oprócz nich. Włosy wyglądały jak sianko pod obrus wigilijny. Tak było i tym razem.


Kiedy stosuję metodę OMO, olej zazwyczaj nakładam na mgiełkę, która czasami zawiera keratynę. W takiej postaci włosy ją tolerują a nawet lubią. Nie lubię marnować produktów, dlatego zazwyczaj staram się je jakoś wykorzystać. Tym razem postanowiłam z tradycyjnej odżywki zrobić mgiełkę. Wymieszałam łyżeczkę Nivea Long Repair  z gliceryną i wodą, przelałam do buteleczki z atomizerem i zwilżyłam nią włosy. Następnie nałożyłam na nie mieszankę oleju z orzechów włoskich,olejek  Magic Rose, olejek Babydream fur mama oraz witaminę A. Włosy potrzebowały już lepszego oczyszczenia, dlatego po dwóch godzinach umyłam je szamponem ze skrzypem polnym firmy Farmona. Na koniec użyłam maski Biovax Orchid, którą zmyłam po dwudziestu minutach. Włosy zabezpieczyłam tak, jak zawsze gliceryną, olejkiem L'oreala oraz Serum Wzmacniającym A+E. Potem pozwoliłam im wyschnąć naturalnie i zwinęłam w koczka ślimaczka. 

Pomysł ze zrobieniem z odżywki mgiełki nie wydawał się zły, ale jednak taki się okazał. Włosy następnego dnia wyglądały jak dobrze wysuszone na słońcu siano. W dotyku były sztywne i pogniecione. Zdecydowanie zaliczyły Bad Hair Day. Najprawdopodobniej keratynę i proteiny będę dostarczać włosom tylko za pomocą tradycyjnych mgiełek, chociaż ciekawi mnie jak zareagują na dodanie hydrolizowanej keratyny do odżywki, którą lubią. Na razie wstrzymam się z zamówieniem półproduktów, ale myślę, że warto kiedyś spróbować.
1

Minimum pracy, maksimum efektów

 

Zazwyczaj myje włosy wieczorem i idę spać kiedy wyschną. Bywają jednak dni kiedy mam lenia totalnego, a następnego dnia zostaje w domu. Tak było i tym razem. Jednak w tym przypadku planowałam po południu iść do kina. Nie było wyjścia i trzeba było umyć je rano. Nie lubię tego robić, ponieważ po wysuszeniu nie wyglądają rewelacyjnie, a poza tym okropnie się plączą, wieczorne rozczesywanie przypomina małą wojnę. Trzeba było wszelkie  'ale' wrzucić miedzy odżywki i zakasać rękawy.

Pielęgnacja tego dnia miała być bardzo prosta. Na samym początku spryskałam czuprynę mgiełką Argan Hair, a następnie naolejowałam je olejkiem Babydream fur mama i olejkiem Dermacol Aroma Ritual. Posmarowałam włosy jeszcze witaminą E (trochę ciężko się ją rozprowadza, ponieważ jest bardzo gęsta, ale zapomniałam dodać ją do olejku), zwinęłam w ślimaczka i wróciłam do codziennych zajęć. Po dwóch godzinach umyłam włosy szamponem biovax Bambus i olej Avocado. Nałożyłam na chwilkę balsam z Granatem i Olejkiem Arganowym Green Pharmacy. Włosy zabezpieczyłam tak jak zwykle. Nie miałam czasu, żeby pozwolić wyschnąć naturalnie, dlatego przeprosiłam się z suszarką.

Po rozczesaniu włosów, wydawały się one miłe w dotyku, miękkie, ładnie błyszczały i wyglądały jak po użyciu prostownicy. Jednak nie dałam się zwieść, nie raz tak wyglądały, a wieczorem miałam na głowie co miałam. Uszykowałam się i poszłam z rozpuszczonymi włosiętami do kina. Pierwszy raz zostałam mile zaskoczona po dotarciu na miejsce, mogłam bez problemu rozczesać włosy palcami. Drugi raz kiedy przejrzałam się w lustrze, czupryna wyglądała nienagannie. Prawdziwy szok przeżyłam po powrocie do domu. Włosy nadal prezentowały się dobrze, a przy wieczornym czesaniu nie miałam z nimi najmniejszego kłopotu.

Podsumowując, nie włożyłam w pielęgnację zbyt wiele wysiłku, a efekty okazały się bardzo dobre w przeciwieństwie do tych z NdW. Możliwe, że wynikało to z tego, że NdW to dla mnie czas eksperymentowania, a w ciągu tygodnia stawiam na prostotę. Jednak nie chciałabym zrezygnować z takiego podejścia, ponieważ kombinowanie pozwala poznać lepiej własną czuprynę.

Co myślicie o opisanych pielęgnacjach? Może przyczyny BHD leży gdzieś indziej?
Pozdrawiam Was,
Beauty Beasty :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz